Forum  Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Odwiedziny z SC

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Archiwum / Boks VI / Odwiedziny i inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cochise




Dołączył: 09 Cze 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:38, 14 Cze 2011    Temat postu: Odwiedziny z SC

Przyjechałam do SC z uradowaną miną - zostało bardzo mało koni do adopcji! Jednak na wejściu zauważyłam świeżo wyprowadzaną przyczepę. Oznaczało to, że jednak jakiś koń się znalazł znowu w tej stajni.
Na początek weszłam do stajni ogierów. Przywitałam się z Noxlem, który nie był już tak niespokojny, jak ostatnio. Miał towarzystwo. W boksie obok stał kasztanowaty hanower. Był ładny, wielki i było widać, że świetnie idą mu skoki. Obejrzałam go z grubsza, pogłaskałam, chociaż chciał mnie dziabnąć, i poszłam do stajni klaczy, gdyż Run nie odpowiadał mi gabarytami.
W boksach stały również tylko dwie klacze. Jedną z nich była znana mi już wcześniej Sahara. Pogłaskałam ją krótko, gdyż moją uwagę przykuła arabka. Była magicznie siwa i piękna. Nie mogłam oderwać od niej wzroku.
Spróbowałam wyciągnąć do niej rękę. Melodia Duszy, cóż za piękne imię, spojrzała w moją stronę, lecz nie podeszła, a nawet cofnęła się w głąb boksu.
Po stajni krzątała się Joanne.
- Hej - przywitałam się z nią.
- Cześć. - odpowiedziała. - Widzę, że już wiesz o dwóch nowych konikach.
- Tak, a Melodia zawładnęła moim sercem po prostu. - odpowiedziałam cały czas zerkając na klacz.
- Fakt, fajna jest. Ale mocno zamknięta w sobie, nie ufa ludziom.
- Jak myślisz udałoby mi się z nią dogadać? - zapytałam, patrząc nie co inaczej, ale z równie wielką ekscytacją na Duszkę.
- Jeśli będziesz delikatna i nie będziesz jej do niczego zmuszać... myślę że tak. Ale powoli.
- No to super. Dzisiaj nie będę jej ruszać, popatrzę sobie tylko na nią i popodziwiam. Jutro jak wpadnę to wyczyszczę ją trochę. - w mojej głowie układał się już pokaźnych rozmiarów plan.
- Jasne, pracuj z nią. Ale na razie wraca do siebie po przebywaniu cały czas na wybiegu. Na zawody jej nie szykuj.
- Jasne że nie. Na razie musimy się dogadać. - uśmiechnęłam się i skupiłam już uciekający ciągle wzrok na klaczce.
Joanne zajęła się sobą.
A ja tak stałam, jak zaczarowana i patrzyłam na chodzącą piękność. Nie narzucałam si jej i stałam w pewnej odległości od boksu. Melodia czuła się na tyle bezpiecznie, że bez pośpiechu skubała siano.
W końcu moją uwagę odwrócił hałas w paszarni. Okazało się, że jest już prawie godzina od mojego przyjścia. A jeszcze trzeba ruszyć coś z mojego towarzystwa. Westchnęłam, bo wiem, że nie ma co liczyć na siwkę, i poszłam do samochodu.


Przywędrowałam dziś do SC z samego rana, zająć się końmi. Przy boksie Runa spotkałam nową osóbkę - była to Krecik. Ucięłyśmy krótką pogawędkę i poszłam do Melodi Duszy. Arabka stała nieco z tyłu boksu, na mój widok pokręciła uszami, obrzuciła mnie wzrokiem i zrobiła krok w przód. Była czujna, niepewna i najwyraźniej w rozterce. Znała mnie - byłam przy jej transporcie i zajmowałam się od kiedy tu trafiła. Mimo to miała jeszcze problemy z zaufaniem. Wyciągnęłam ćwiartkę jabłka, ułożyłam na dłoni i podałam w stronę klaczki. Melodia najpierw cofnęła się, jednak po 5 minutach namysłu zrobiła parę malutkich, ostrożnych kroczków i wędrując za "uciekającą" ręką zbliżyła się znacznie do drzwi boksu. W końcu schrupała kawałek jabłka, a ja wzięłam kolejny, jednak rękę trzymałam bardzo blisko siebie.
-Hej mała...no nie bój się - Mówiłam spokojnym głosem, gdy Melodia walczyła ze sobą. W końcu lody się przełamały, walkę wygrała ciekawość i łakomstwo (słuszne łakomstwo - jej chude ciałko wyglądało wręcz rozpaczliwie), Duszka podeszła do mnie. Szybko zgarnęła jabłko i cofnęła łeb. Ułożyłam kolejne. Już pewniejsza siebie dość szybko sięgnęła po smakołyka i nie uciekła tak łbem.
-Dobra klaczka - Uśmiechnęłam się. Pokazałam jej pustą, złożoną ale otwartą dłoń. Obwąchała ją uważnie raz po raz lekko odskakując łbem. W końcu spróbowałam kostkami palców pogładzić ją po chrapach. Najpierw dokładnie je obwąchała i dopiero wtedy udało mi się lekko dotknąć jej aksamitnego noska. Takim tokiem powoli gładziłam ją po chrapach, kości nosowej, czole i podrapałam lekko po ganaszu. Melodia obdarzyła mnie szczątkowym zachowaniem nie cofając się w głąb boksu, jedynie na początku uciekając z główką albo non stop badając, czy ta dłoń jej nie zje.
Gdy nawiązałam kontakt z siwką wzięłam kantarek i powoli, delikatnie otworzyłam drzwi. Melodia zaciekawiona stanęła jak wryta. Podeszłam do niej przyjmując przyjazną pozę i pogładziłam po wychudzonej, łabędziej szyjce. Spróbowałam założyć kantar dając Melce poprzednio do obwąchania. Mimo uciekania przed założeniem za uszy udało mi się, chyba tylko dlatego, że był maksymalnie luźny i mogłam spokojnie nad jej uszami go przenieść. Skróciłam paski tak, by pasował i poklepałam arabkę. Dopięłam uwiąz i wyszłyśmy z boksu.
Zaprowadziłam Melodię na pastwisko. Klaczka na początku nie wiedziała co ze sobą zrobić i stała przy mnie, wyraźnie szukając oparcia. Ruszyłam przed siebie, a ona tuż obok. W końcu doprowadziłam ją na miejsce, gdzie leżało świeżo wysypane siano i stało wiadro z wodą. Pogładziłam pasącą się arabiankę po szyi i wróciłam do stajni.


Jak wczoraj zaplanowałam, dzisiaj znowu wpadłam do S.C.
Melodia stała spokojnie w boksie, a kiedy usłyszała kroki, podniosła głowę.
- Witaj mała. – powiedziałam do niej spokojnym głosem i podeszłam do drzwi. To dziwne, że nazywam ją mała. Jak Aries.
Klaczka stała wpatrzona we mnie jak w potwora.
Z kieszeni wyciągnęłam marchewkę, którą przełamałam z donośnym chrupnięciem. Była ciepła, więc jej zapach szybko rozprzestrzenił się po boksie arabki. Melodia wyciągnęła szyję w stronę zapachu, jednak nie podeszła. Rękę ze smakołykiem położyłam na kancie drzwi.
Melodia aż się wyrywała, żeby podejść i go wziąć, jednak nie pozwalał jej na to jakiś wewnętrzny głos. A ja sobie czekałam.
Po długim rozmyślaniu klacz podeszła, stawiając drobne kroczki, czasem się cofając, kiedy jakiś koń parsknął w zupełnie innej części stajni. Jednak w końcu przezwyciężyła lęk i podeszła. Zabrała kawałek marchewki i zjadła. Gdy nie wypatrzyła kolejnego przysmaku, cofnęła się kilka kroczków.
Wzięłam jakąś miękką szczotkę, która leżała koło jej boksu. „Melodia” głosił napis na niej.
Ostrożnie otworzyłam drzwi. Melodia w ogóle uciekła w głąb boksu. Wyciągnęłam więc kolejny kawałek marchewki. Dusza podeszła powolutku, zatrzymując się, cofając, to znów stawiając kilka kroków na przód. Poczekałam, aż podejdzie dostatecznie blisko.
Nie miała kantara, więc postanowiłam rozegrać to inaczej.
Kiedy klacz podeszła do mnie na wyciągnięcie chudej, łabędziej szyi, złapała smakołyk. Teraz jednak nie cofnęła się, jak za pierwszym razem. Ostrożnie wyciągnęłam do niej rękę. Ciągle stałam pochylona, żeby być mniejszą niż klacz.
Arabka powąchała dokładnie moją dłoń. Gdy uznała, że to coś, co dziwacznie pachnie, nie zrobi jej krzywdy, pozwoliła mi się dotknąć. Położyłam dłoń na jej nosie, po czym zaczęłam ją głaskać, idąc w górę głowy, jednak wykonywałam ruchy zgodnie z kierunkiem sierści. Melodia pozwoliła mi się pogłaskać. Powolnym, spokojnym krokiem szłam w stronę jej lewej strony.
- Spokojnie mała, nic ci nie zrobię. – uspakajałam ją.
Dusza patrzyła na mnie ciągle. Pilnowała, czy aby nic nie chcę jej zrobić, przy okazji patrzyła jak ewentualnie uciec albo się bronić.
Kiedy doszłam do jej szyi, a jej głowa była ciągle skierowana w moją stronę, dałam jej do powąchania szczotkę. Nie przejęła się nią zbytnio, gdyż pachniała jej własną wonią. Pogłaskałam ją po szyi przy uszach i miękkim włosiem przejechałam zaraz po tym, jednak robiłam to spokojnie, delikatnie. Dusza nie co odbiła w boks, w prawo, jednak zaraz się zatrzymała.
Spokojnymi ruchami czyściłam dokładnie dość krótką sierść arabki. Liniała okrutnie, wszędzie latały białe włoski. Ja sama, inteligentnie ubierając polar, była biała, a nie, jak powinnam być, czarna.
Po dłuższym czasie klacz się nie co rozluźniła. Przestała nieufnie na mnie spoglądać. Pogłaskałam więc ją po szyi.
Gdy Melodia wyglądała już dużo lepiej, jej sierść zimowa była wyczesana, dałam jej resztkę marchewki i założyłam uwiąz na szyję.
Spokojnym krokiem wyszłyśmy ze stajni. Zaraz jednak się wróciłyśmy i na grzbiet arabki założyłam lekką derkę, żeby nie zmarzła.
Wyprowadziłam ją ze stajni na wybieg. Siwka przeszła kilka kroków po czym zaczęła przeglądać dokładnie wystającą ze śniegu trawę.
Zostawiłam ją tak.


Wpadłam, żeby posiedzieć z Melodią.
Arabka stała w boksie i wyglądała przez okienko w moją stronę, kiedy weszłam do stajni. Gdy do niej podeszłam i chciałam pogłaskać po głowie, cofnęła się, jednak nie zbyt daleko. Poczuła mój zapach, który znała i wysunęła nosek w poszukiwaniu bardziej upragnionego zapachu - marchewki. Wyciągnęłam kawałek i podałam jej na otwartej dłoni. Klacz zabrała go delikatnie i schrupała.
Spróbowałam ją pogłaskać. Arabka cofnęła się, więc zachęciłam ją kolejnym kawałkiem marchwi. Złapała się na to. Pogłaskałam ją po łebku i szyi.
Zabrałam z siodlarni jej sprzęt i spokojnie otworzyłam boks.
Melodia cofnęła się w głąb boksu. Podeszłam do niej zdecydowanym, ale spokojnym krokiem. Klacz stała i patrzyła na mnie.
Zaczęłam oczywiście od masażu. Melodyjka zaczęła się trochę rozluźniać. Pogłaskałam ją po szyi i zaczęłam czyścić miękką szczotką. Szło zgrabnie, klacz nie bała się już mnie tak bardzo.
Gdy była już czysta na całym ciele zajęłam się jej długaśna grzywą. Na początek wyrównałam ją nożyczkami. Potem rozczesałam dokładnie, starając się nie wyrywać włosów. To samo zrobiłam z ogonem - jego nie skracałam.
Po rozczesaniu włosia zabrałam się za drobne i podniszczone kopyta klaczy. Widać było, że nie dawno zajmował się nimi kowal, jednak zostały na nich resztki po gniciu.
Wyczyściłam dokładnie kopytka. Kiedy już to było zrobione, pogłaskałam klaczkę po szyi i poszłyśmy na wybieg.
Tym razem Melodia chętnie poszła stępem, potem lekkim kłusem, do Damy.


Był słoneczny, wiosenny poranek, w sumie.. kto wie czy taki wiosenny, w każdym razie było ciepło, taka pogoda sprawiała że jeszcze chętniej opuszczałam swój azyl zwany łóżkiem. Ubrałam się w pośpiechu i wybiegłam na parking gdzie czekała na mnie koleżanka, podwiozła mnie do stajni, zamknęłam z hukiem drzwi od samochodu i puściłam się pędem w stronę drzwi. Powoli weszłam do środka, odszukałam boks Melodii, ukazała mi się śliczna, siwa klacz, oparłam się o drzwiczki boksu studiując jej budowę.
- nieśmiała.. nieśmiała - ale za to jaka piękna - niezbyt błyskotliwa myśl, ale tylko to zdołałam z siebie wydusić. Mel stała w kącie boksu, łeb miała uniesiony wysoko, kiedy dokładniej się przyjrzałam, mogłam zauważyć lekkie drżenia mięśni.. bała się. rozejrzałam się dookoła wnioskując, że nie jestem pierwszą osobą która ją odwiedziła, więc pozwoliłam sobie na dalsze kroki.
- spokojnie - powiedziałam szeptem, otworzyłam zasuwę i wślizgnęłam sie do boksu, co sprawiło że jej mięśnie zaczęły się napinać coraz częściej, klacz zarżała ostrzegawczo, ja jednak nie zareagowałam, wiedziałam że nie jest agresywna, czułam to.
- nie ufasz mi, co? - uniosłam jeden kącik ust ku górze, wiedziałam przecież jaka jest odpowiedź. stanęłam na środku boksu i opuściłam głowę. nie wiem ile czasu minęło, nie było to istotne, klacz zaczęła sie uspokajać, ruchy mięśni zniknęły. nie ruszyłam się. kolejne minuty mijały, klacz nadal miała położone uszy, ale spuściła głowę, powoli sie przyzwyczajała. żeby ją nagrodzić cofnęłam sie o kilka kroków, natychmiast uniosła głowę, ku mojemu zdziwieniu uszy miała postawione, co wskazywało na ciekawość. uśmiechnęłam się tak szeroko że prawie nic nie widziałam. spojrzałam na zegar - na mnie już pora. - powiedziałam w duchu. Wyszłam z boksu i zamknęłam zasuwę, przez kilka chwil wpatrywałyśmy się w siebie nawzajem, bez trudu wyobrażałam sobie wspólne przejażdżki po łąkach, lasach.. a nawet zawody, a ona? ona chyba nie myślała o niczym. stała dumnie prezentując swoją nieskazitelną postawę.
- jeszcze sie zobaczymy, obiecuję. - starałam się żeby mój głos brzmiał cicho i uspokajająco, chyba mi sie to udało.. chociaż w głębi duszy byłam za bardzo podekscytowana żeby trzymać swoje uczucia na wodzy. oddaliłam sie powoli, przy głównym wejściu do stajni zerknęłam po raz ostatni w stronę boksu Melodii. głowa klaczy wystawała sponad drzwi, siwka prychnęła cicho.
- obiecuję. - powtórzyłam po raz kolejny i wyszłam z budynku. na podwórzu czekała już na mnie przyjaciółka.


weszłam do stajni od razu kierując się do boksu Melodii, klacz stała do mnie tyłem i skubała siano. kiedy mnie usłyszała natychmiast uniosła głowę spoglądając w moją stronę, tupnęła nerwowo kopytem, ale uszy miała postawione. uśmiechnęłam się do niej i oparłam się o drzwi boksu, powoli wyciągając rękę w jej kierunku, Mel rozszerzyła nozdrza wciągając mój zapach, minęła minuta, może dwie, klacz machnęła ogonem i powolnym lecz dumnym krokiem zbliżyła łeb do mojej dłoni i dotknęła ja swoimi delikatnymi chrapkami.
- cześć mała, pamiętasz mnie? - powiedziałam delikatnym głosem, siwka zarżała cicho i przyjaźnie, jakby w odpowiedzi na moje pytanie. wślizgnęłam sie powoli do boksu, oparłam się plecami o ścianę i ponownie wyciągnęłam rękę w jej stronę. klacz bez wahania przybliżyła się do mnie, pogładziłam ją po szyi, potem po pysku, w końcu pozwoliła mi na coś więcej - objęłam jej szyję dwoma rękami kładąc lekko policzek na jej łbie.
- jutro spróbuję Cię wyczyścić, co Ty na to? - spojrzałam na Melodię która skierowała ucho w moją stronę. jeździłam ręką po jej szyi i grzbiecie przez jakieś pół godziny po czym musnęłam jej chrapy i wyszłam z boksu.
- do zobaczenia kochana! - klasnęłam w ręce, cicho, żeby jej nie przestraszyć po czym wyszłam.



dzisiaj pogoda nie dopisywała, było chłodno i pochmurnie, w takie dni jedyna na co miałam ochotę to wygrzewanie się w łóżku z pilotem w ręku. pomimo brzydkiej pogody przyjechałam do stadniny z dobrym humorem, nic nie było w stanie mnie zatrzymać jeśli chodzi o spotkanie z siwką. łeb klaczy wystawał spoza drzwi boksu, tym razem zarżała na powitanie kierując uszy w moją stronę, podeszłam do niej i pogładziłam ją po szyi.
- cześć mała! - wydusiłam przez śmiech ponieważ Mel obwąchiwała moje kieszenie w poszukiwaniu smakołyków, powodując przyjemne łaskotanie.
- czego tam szukasz? - dodałam po chwili opanowując śmiech. - potem dostaniesz, teraz muszę Cię wyczyścić.
oddaliłam się od boksu w poszukiwaniu przyrządów, wróciłam po kilku minutach z wiaderkiem w ręku, a w nim z akcesoriami do czyszczenia. weszłam do boksu spoglądając na klaczkę. wiaderko położyłam przy wejściu i położyłam ręce na biodrach, przyglądałam jej sie chwilę i doszłam do wniosku że była dzisiaj na padoku, sierść miała nieco brudną, zszarzałą. wyjęłam miękkie zgrzebło i zaczęłam czyścić jej tułów, przesuwając zgrzebło pod włos, potem z włosem.
- uff, pozbyłam sie tego brudu. - westchnęłam i zabrałam się za wygładzanie sierści miękka szczotą, potem nadałam sierści połysk, przecierając ją wilgotną ścierką.
- jeszcze tylko ogon i grzywa. - szepnęłam sama do siebie jednak na tyle głośno żeby Melodia usłyszała, zaciekawiona uniosła w górę głowę i popatrzyła na mnie swoimi dużymi, mądrymi oczyma.
- zastanawiasz sie co z Tobą robię? - odłożyłam szczotkę i poklepałam klacz w szyję. zaczęłam rozczesywać ogon szczotką ryżową, później grzebieniem, czynności powtórzyłam z grzywą.
odsunęłam się kilka kroków podziwiając swoje dzieło - tak, tak, swoje dzieło, jestem z siebie bardzo zadowolona. no i z siwki oczywiście też.
- byłaś taka grzeczna - powiedziałam radośnie i wyjęłam z kieszeni landrynka którego klacz zjadła ochoczo.
- no, to będę się już zbierać, do zobaczenia moja droga - przytuliłam się do szyi klaczy, Mel sięgnęła łbem moich włosów i lekko je złapała.
- Tyyy! zaczepna jesteś - oderwałam się od niej próbując doprowadzić do ładu swoje kłaki. cmoknęłam ją w chrapy i wyszłam, o drodze odnosząc sprzęt.

wbiegłam do stajni po drodze wygładzając ręką swoje włosy.
- cześć mała! - uśmiechnęłam się na jej widok, podeszłam do drzwi boksu i pogłaskałam klacz po szyi.
- masz ochotę na spacer? - Mel uniosła uszy nasłuchując mojego głosu, zaciekawiona zaczęła węszyć po moich kieszeniach, roześmiałam się i sięgnęłam po miętówkę, zamyśliłam się na chwilę spoglądając przez stajenne okno, klacz niecierpliwie skubnęła moją dłoń sprowadzając mnie na ziemię.
- ejj, nie mam więcej. - pokiwałam głową z rozbawieniem po czym poszłam 'sprzęt'.
Weszłam do boksu, pogładziłam ją lekko po pyszczku i założyłam kantar. Dopięłam uwiąz i wyprowadziłam ją z boksu. Ruszyłam dróżką w stronę małego lasku, Mel miała głowę uniesioną do góry, nasłuchiwała ćwierkania ptaków i obserwowała... w sumie to nawet nie wiem na co się patrzyła, w każdym razie była bardzo zainteresowana otaczającym ją światem. Bez trudu dotrzymywałam jej kroku, spoglądając na nią od czasu do czasu, bylam pod wrażeniem jej zgrabnych ruchów, mogło by sie nawet wydawać że nie dotyka kopytami ziemi. W nagłym przypływie potrzeby wyżalenia się, zaczęłam gadać.. gadałam i gadałam.. dobre 15 minut, aż minęłyśmy lasek i doszłyśmy na małą polankę, na której pasły się inne konie. Poluzowałam linkę i klacz zaczęła spokojnie skubać trawę machając ogonem od czasu do czasu, położyłam się na trawie spoglądając w niebo. Po jakiś 30 min. wstałam otrzepując się. Klacz automatycznie podniosła głowę żeby zobaczyć co się dzieje, pomyślałam że mogłybyśmy chwilę pokłusować, ruszyłam truchtem, Mel od razu zaczęła kłusować obok mnie, zrobiłam kilka małych kółek po czym zwolniłam i spowrotem wróciłam na ścieżkę obok lasu, czas wracać. Kiedy wróciłyśmy, zatrzymałam ją przed drzwiami boksu i dokładnie wyczyściłam z piachu, wyczesałam ogon i grzywę i pozwoliłam klaczy wejść do boksu, zdjęłam kantar, dałam jej marchewkę, schrupała ją w mgnieniu oka, uśmiechnęłam się i przytuliłam się do jej szyi.
- do zobaczenia, kochanie. - zamknęłam drzwi i odniosłam przyrządy, po czym pojechałam do domu.


Gdy tylko skończyłam zabiegi pielęgnacyjne mojej klaczy, Arizony od razu wsiadłam w samochód którym dotarłam do Stajni Centralnej. Zaintrygował mnie telefon od Joanne, którą poinformowałam o kontuzji mojego kucyka. Zaproponowała mi, abym zajęła się jednym z koni centralki. Po opowieści o siwej arabce od razu wiedziałam, na kogo padnie mój wybór. Weszłam do budynku, stukając obcasami sztybletów o ziemię. Z plecaka wyjęłam kilka kawałków jabłek i wrzuciłam im do żłobów. Gdy skończyły pałaszować, zbliżyłam się do siwki z cichym cmokaniem. Kątem oka obserwowałam jej sąsiadkę, która nieufnie cofnęła się w głąb boksu.
- Melodzia - Mruknęłam, zostając metr od jej boksu. Ponownie cmoknęłam, oczekując na reakcję. W głębi boksu stała przepiękna arabka, o magnetyzującym, bystrym wzroku - jednakże przestraszonym. Kącik warg poruszył mi się w uśmiechu, bowiem klacz zachwycała swoją urodą. Zbliżyłam się nieco, chcąc by przyzwyczaiła się do mojej obecności i wiedziała, że nic jej przy mnie się nie stanie. Miałam nadzieje, że gdy zdobędzie do mnie zaufanie i będziemy umiały się dogadać, ktoś się nią zainteresuje i podejmie się adopcji. Po kilku minutach coś drgnęło, a ja oparta o drzwiczki boksu obserwowałam, jak arabeska nieufnie podchodzi w moją stronę. Wolnym ruchem wyciągnęłam dłoń w jej stronę, na co zadarła wysoko filigranową główkę. Nie cofnęłam ręki, spoglądając w punkt jej szyi ze stoickim spokojem. Musnęła niepewnie chrapami moją dłoń, na co zareagowałam szerokim uśmiechem.
- Spokojnie, malutka. Tutaj nic Ci nie grozi - Szepnęłam, a ciszę w stajni przerwały otwierające się drzwi. W ciemności rysowała się sylwetka Joanne. Dziewczyna z uśmiechem skwitowała mój uczynek, jakim było wdarcie się do stajni po ów godzinie. No cóż, po prostu musiałam obejrzeć swoją "podopieczną".
- Cho, zamykamy wariacie - Oparła ręce o boki, trzymając w jednej dłoni pęczek kluczy.
- Okej, idę - Zwróciłam się do niej, żegnając uprzedniej z klaczami. Po krótkiej rozmowie z Jo wróciłam do swojej stajni, w głowie układając plan na dzień jutrzejszy.


Weszłam do stajni. Rozejrzałam się dookoła. Byłam tu pierwszy raz. Wcześniej ciągle brakowało mi czasu żeby tu zajrzeć. Pogłaskałam każdego z koni, ale przy boksie pewnej klaczy zatrzymałam się. Była to Melodia Duszy. Siwa arabka. Na początku nieco się mnie bała, ale kiedy dałam jej marchewkę pozwoliła się pogłaskać. Chyba wyczuła, że nie mam wobec niej złych zamiarów. Otworzyłam drzwi i weszłam do jej boksu. Melodia cofnęła się. Nie wiedziała co zamierzam.
-Spokojnie malutka.- powiedziałam i wyjęłam z kieszeni kolejną marchewkę.
Chciałam zaprzyjaźnić się z nią. Stanęłam obok niej i zaczęłam masować ją terapią T-Touch. Z minuty na minutę stawała się coraz bardziej rozluźniona. O taki efekt mi chodziło. Po niecałej godzince zarżała zadowolona. Była całkiem zrelaksowana i już trochę bardziej mi ufała. Na tyle, żebym mogła ją wyczyścić i zabrać na jakiś spacerek. Wyszłam z boksu, zamknęłam drzwi i udałam się do siodlarni. Zabrałam jej zestaw do pielęgnacji. Szybko wróciłam i wyprowadziłam ją przed budynek. Przywiązałam uwiąz do ogrodzenia, tak żeby mogła jeść w tym czasie trawę będącą po drugiej stronie. Chwyciłam szczotkę i zgrzebło. Zajęłam się jej sierścią. Szczotkowałam i szczotkowałam, aż zaczęła lśnić. Odłożyłam przedmiot i wzięłam grzebień. Teraz czas na czesanie grzywy i ogona. Te były dość czyste i zajęło mi to bardzo krótko. Grzebyczek szybko trafił na swoje stare miejsce a w mojej dłoni znalazła się kopystka. Siwulka chętnie podawała nogi. Kiedy skończyłam cały zabieg, odniosłam rzeczy i wróciłam do ślicznotki. Odwiązałam ją i ruszyłyśmy powoli w stronę leśnych ścieżek. Arabka szła z gracją i elegancją. Była taka piękna, że nie mogłam od niej oderwać wzroku. Ten ruch… Ta sierść.. Po prostu wymarzony koń. Po chwili znalazłyśmy się za linią drzew. Piękne miejsce z tego lasu. I ja i klacz przyglądałyśmy się dokładnie otaczającym nas widokom. Postanowiłam kierując się znakami dojść do jakiejś polany i tam spędzić nieco czasu z siwką. Kiedy mijały nas jakieś konie, Melodia rżała do nich na powitanie. Po jakimś czasie dotarłyśmy wreszcie na polankę. Zatrzymałyśmy się w cieniu, gdzie rosła soczysto zielona trawa. Usiadłam sobie na ziemi, a siwka stanęła tuż obok mnie. Obdarowałam ją kilkoma marchewkami, które spałaszowała ze smakiem. Po chwili wstałam i znów zaczęłam masować kobyłkę. Kiedy to robiłam, ona ciekawsko patrzyła na wszystko co nas otaczało. Gdy minęło dwadzieścia minut odkąd zaczęłam masaż, uznałam, że klacz powinna teraz chwilę się przespacerować, a potem mogę kontynuować. Ruszyłyśmy powoli wzdłuż cienia. Kiedy ten się skończył wyszłyśmy na słońce. Teraz to dopiero Melodia Duszy pokazała swe piękno. Wyglądała jak koń z moich snów. Jej sierść lśniła, w promieniach słonka. Po prawie dziesięciu minutach przyspieszyłam na chwilę kroku, aby arabka zakłusowała chociaż tak powolutku. W końcu zatrzymałyśmy się. Masowałam ją jeszcze przez piętnaście minut. Nadszedł czas żeby już wracać do Stajni. Przytuliłam się do łabędziej szyi siwki. Pogłaskałam ją jeszcze i ruszyłyśmy tą samą ścieżką jaką tu dotarłyśmy. Teraz nie minęły nas żadne konie. Dotarłyśmy dość szybko, za szybko. Odstawiłam kobyłkę na pastwisko. Zrobiło mi się bardzo smutno, że muszę ją już opuścić. Za godzinę miałam wpaść do znajomej i musiałam za chwilę wyjeżdżać. Aż do ostatniej minuty byłam przy Melodii. Przytuliłam ją na pożegnanie. Dałam buziaczka w chrapki.
- Wrócę jeszcze kochana, obiecuję Ci.
I odeszłam. W moim sercu od razu zagościł smutek i tęsknota za tym kochanym stworzonkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Archiwum / Boks VI / Odwiedziny i inne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin