Forum  Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zajeżdżanie, cz.I - Siodłanie i lonża w sprzęcie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Boks I / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka
Właściciel



Dołączył: 05 Lut 2010
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:17, 19 Wrz 2010    Temat postu: Zajeżdżanie, cz.I - Siodłanie i lonża w sprzęcie

Dziś wielki dzień dla mojej chorej na ADHD wielkopolki. Cholera mała nudzi się na pastwisku i mi zawiasy od bramki rozwala. Wyszłam za stajnię wypatrując czarnej kreatury. Widząc otwarty padok zaniepokoiłam się. Demonic, mój aniołek, leżał sobie spokojnie koło siana przymykając oczka, ale Arsika nigdzie nie było. Zawołałam Carrot, żeby zabrała małego do boksu i przyjrzała się zmaltretowanej bramce. Sama zaś poszłam szukać tego czorta. Znalazłam ją w sadzie pod jabłonką. Mała usiłowała dosięgnąć jabłka. Westchnęłam i podeszłam do gówniarza. Złapałam za kantar i bez uwiązu zaczęłam ja ciągnąć na stanowisko. Po drodze z ogrodzenia padoku zabrałam uwiąz i zapięłam wariatce.
- Rozwaliła zawiasy – mruknęła Carrot – Mój znajomy naprawi nam to za darmo, ale następnym razem już na bank coś weźmie, więc lepiej niech ten wariat się nauczy – dziewczyna obdarzyła Arhę mściwym wzrokiem.
- Spokojnie to się już nie powtórzy – powiedziałam naciskając na dwa ostatnie słowa i patrząc na klacz. Arha prychnęła z niezadowoleniem.
- Co za koń… - mruknęła z niezadowoleniem Karotka wyciągając telefon – Dobrze, że ją w końcu zajeżdżasz. Może chodzenie pod jeźdźcem choć trochę ją zdyscyplinuje.
- Na to liczę – uśmiechnęłam się i poszłam wyczyścić konisko. Zatrzymałyśmy się na stanowisku. Uwiązałam małą i poszłam po szczotki. Gdy wróciłam zastałam Arhę z wykręconym łbem i lewą przednią nogą wiszącą na napiętym uwiązie. Podeszłam powoli i położyłam szczotki obok klaczy. Potem zdjęłam nogę klaczy z uwiązu. Wreszcie zaczęłyśmy czyszczenie. Wyjęłam twardą szczotkę i wyczesałam Arhę. Mała zachowywała się wzorowo, trochę tylko uciekała mi z nogami i zadem. Gdy już wywabiłam kurz z mojej karoszki zajęłam się czesaniem miękką szczotką. Powoli wyczesywałam wielkopolkę. Potem grzebieniem przeczesałam grzywę i ogon. Mała była nieco zdziwiona szczegółowością dzisiejszego czyszczenia, ale cierpliwie czekała. Wyjęłam kopystkę i podniosłam nogę Arsi. Wyczyściłam dokładnie strzałkę, a potem wyszczotkowałam całe kopyto. Następnie przyniosłam sobie gąbkę, wiadro z wodą i przemyłam lekko łeb, wymię i tyłek klaczy. Potem wszystko osuszyłam osobnym ręcznikiem. Arha nie była zadowolona szczegółami czyszczonka, ale stała cierpliwie co jakiś czas prychając. W końcu zakończyłam wszelkie zabiegi kosmetyczne i odniosłam szczotki idąc po sprzęt. Po drodze spotkałam Dejca. Pewnie była z wizytą u Weza.
- Hej! – przywitałam się.
- Cześć Gniadziu – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Dei, mam prośbę. Zaniosłabyś mi kawecan, lonżę, bat ujeżdżeniowy, wędzidełko smakowe, wypinacze, ogłowie, czaprak i dresażówkę karuski na halę? A jak zajęta to na maneż, ok.?
- No niech będzie – uśmiechnęła się – Zajeżdżasz Arhę?
- Tak. W końcu.
Po tej krótkiej wymianie zdań Deju zaczęła szarpać się z tą ilością sprzętu, a ja z prezenterką wróciłam do Arhy. Zdjęłam małej kantar i szybko założyłam prezenterkę. Tak poszłyśmy na halę gdzie powolutku człapała Dei. Ku szczęściu Deja hala była pusta. Przez okna wpadało mnóstwo światła, hala była genialnie rozświetlona. Z niesmakiem popatrzyłam tylko na podłoże, które przydało by się już wyrównać i zgrabić. W lampach też trzeba wymienić żarówki na te energooszczędne. Na szczęście lustra i trybuny były w bardzo dobrym stanie. Kącik dla sędziów też przydałoby się odkurzyć. Dei rozłożyła sprzęt przy ścianie i usiadła na trybunach. Ja natomiast postanowiłam zrobić pokazową rozgrzewkę.
Najpierw zaczęłam standardowo od piętnastu minut stępa. Arsia miała w sobie dzisiaj tyle energii, że aż rwała do kłusa. Nagle zatrzymałam Arhę i pociągnęłam za uwiąz mówiąc wyraźnie „stój!”. Klacz ładnie wyciągnęła szyję i ustawiła nogi. Poklepałam małą po łopatce i chciałam spróbować kłusa z miejsca. Pociągnęłam energicznie uwiąz i podbiegłam dalej. Arsiuń zrozumiał i ładnie pobiegł za mną, wyciągając się w lekkim, sprężystym kłusie. Po drodze złapałam bacik ujeżdżeniowy i poprawiłam ruch nóg przeciągając batem. Arha przeszła do wyciągniętego kłusa. Wyrzucała przed siebie nogi z gracją i uniosła dumnie łeb. Galop chciałam sobie odpuścić więc zrobiłam jeszcze jedno kółko w kłusie. Potem założyłam kawecan już z dopiętymi paskami na wędzidło. Na wszelki wypadek zapięłam lonżę do kółka i chwyciłam w lewą rękę. Arha trzęsła łbem patrząc z niepokojem na te dziwne paseczki. Przymocowałam wędzidło smakowe z lewej strony i przyłożyłam do pyska klaczy. Wędzidełko miało mocny, jabłkowy zapach, toteż Arsik szybko chapnął je w paszczę. Ja tymczasem szybko umocowałam je z prawej strony i czekałam na reakcję chwytając mocniej lonżę. Arha otworzyła szeroko paszczę i wyginając łeb próbowała pozbyć się tego dziwadła z pyska. Gdy to nie pomogło, zaczęła ocierać łeb o przednie nogi zahaczając o kółka od wędzidła. Podeszłam bliżej do klaczy i pogłaskałam czule po łebku. Potem stanęłam w odległości ok. trzech metrów i powiedziałam przeciągle „stęp!”, na co kara poszłam równym, miarowym stępem. Cały czas wykręcała łeb i rozdziawiała paszczę. Zawołałam więc ostro „kłus!”. Arha strzeliła małego barana po czym zakłusowała. Żebym ja miała bata… No nic, nie będziemy wariatki męczyć. Nagle zawołałam krótko „galop!”. Obawiałam się go trochę, ale ok. Po kółeczku w galopie postanowiłam spróbować lonży na ogłowiu, aby Arsik zobaczył jak działa wędzidło. Problem w tym, że na pewno drugi raz tak ochoczo go nie chapnie. Może nawet spróbować uciec, więc mimo iż nie lubiłam takiego połączenia, musiałam założyć Arsi kantar, a dopiero na niego ogłowie. Zdecydowałam się na kantar taśmowy, bo nie byłam pewna jak w sznurkowym idą „guzy” po pleceniu i czy nie będzie ją obcierać. Zawołałam więc Dei.
- Dejcu słuchaj, przelonżuj ją w kłusie i galopie na drugą stronę, ale na kółku, nie przypinaj na razie do wędzidła, a ja przyniosę kantar, potem ją osiodłamy z tym, że ogłowie założymy na kantar, żeby nam nie uciekła przed wędzidłem. Potem przelonżuję ją na wędzidle w całym sprzęcie i zobaczymy co z tego będzie – uśmiechnęłam się d dziewczyny.
- Jasne. A na kiedy planujesz wsiadanie? – spytała.
- Zobaczymy jak przyjmie siodło. Ale raczej na jutro. Czuj się zaproszona – wyszczerzyłam się.
- No ba! Chcę zobaczyć jak cie morduje.
- Mhm. Fajnie że we mnie wierzysz – zaśmiałam się i wyszłam po ten kantar. Gdy wróciłam Deju próbowała opanować Arhowe dęby. Gdy w końcu jej się to udało skróciła lonżę i podeszła do mnie.
- Ten twój koń… - mówiła zdyszana – Jest bardzo żywiołowy.
- No wiem. Chodź, założymy jej ten kantar. Jak powiem „już!” To szybko zdejmiesz jej kawecan ok?
- Ok.
- Trzy.. Dwa… Jeden… Już!
Deju bardzo szybko pozbyła się kawecanu, a ja równie szybko założyłam małej kantar. Po chwili sięgnęłam po ogłowie. Postanowiłam niczego oprócz wodzy nie wypinać, tylko od razu założyć małej w komplecie. Najpierw męczyłam się z naczółkiem, bo kary debil nie może postać spokojnie tylko wykręcać ten łeb i oglądać wszystkie paski. Deju trzymała uwiąz od kantara i śmiała się w najlepsze, gdy męczyłam się z zapięciem ogłowia. Ok, jest dobrze, jeszcze tylko wędzidło… Dżizas. Arha zaczęła wąchać podejrzliwie wędzidło. Gdy wyczuła, ze to jest to samo ustrojstwo zaczęła się wyrywać.
- Dei, przynieś mi z kuchni jabłko – powiedziałam męcząc się z wielkopolką. Po chwili wpadła Deju z jabłkiem. Rozgryzłam jabłko i dałam kawałek Arhutowi. Odgryzłam drugi kawałek i podałam Arsi. Potem podałam jej wędzidło. Ta nic nie podejrzewając chapnęła je, a ja i Deju zapięłyśmy je szybko. Arhut zaczął prychać i wykręcać łeb. Wypięłam uwiąz z kantara i podpięłam do kółka od wędzidła. Oprowadziłam Arhę po hali. Potem znalazłam zapięcie od kantara, odpięłam i wyplotłam go spod ogłowia. Zarówno Arha jak i Dei były zdziwione takimi manewrami.
- No co? Nie będę się męczyć z tym ogłowiem drugi raz.
Dei zaśmiała się, a ja wróciłam do oprowadzania małej. Potem dopięłam wodze i zaczęłam oprowadzać Arhę na wodzach. Potem przekazałam je Dei, a ona zaczęła chodzić z Arhą w kółko. Sama wyciągnęłam spod góry sprzętu czaprak i siodło z powpinanym osprzętem. Po chwili Dei zatrzymała Arhę, a ja Położyłam na niej czaprak. Zapięłam i jak najlżej położyłam jej na grzbiecie siodło. Mała kwiknęła i wygięła grzbiet. Dei mocniej chwyciła wodze i starała się uspokoić Arhę podczas gdy ja dopinałam popręg. Zapięłam go co najmniej jedną dziurkę luźniej i podeszłam do Deja. Wzięłam od niej wodze i zaczęłam prowadzić wzdłuż hali. Dei szła obok głaszcząc małą po szyi.
- No, teraz tylko ją wziąć na lonżę – uśmiechnęła się.
- Tak. Boję się tylko jak zareaguje na działanie wędzidła. W razie co, krzycz za Carotem – wyszczerzyłam się.
- Ok. – uśmiechnęła się Dei podając mi lonżę. Zaczepiłam ją do kółka i odsunęłam się o jakieś 2 metry. Trzymałam lonżę krótko, aby nie strzelała mi tu jakichś numerów. Że też łudziłam się, że to pomoże. Zaczęłam od kłusa. Gdy chciałam poprawić sobie lonżę w ręce niechcący pociągnęłam za nią dość mocno. Arha natychmiast zerwała się i po chwili zaczęła mi się buntować, by ostatecznie stanąć dęba.

Ponieważ lonża była krótka klacz pociągnęła mnie za sobą, przez co wyrżnęłam na żwir. Na domiar złego Arsik zaczął galopować po hali. Wypuściłam lonżę z rąk, aby uniknąć dalszych obrażeń. Jak na razie miałam tylko obity żołądek. Dei po chwili złapała Arhę i spróbowałyśmy jeszcze raz. Tym razem wyciągnęłam lonżę na 6 metrów i zaczęłyśmy od stępa. Teraz na wypinaczach.

Szło nam bardzo dobrze, Arsik po kilku okrążeniach przyzwyczaił się do roli wędzidła. Potem dałam lonżę Dejcowi. Ta zrobiła z Arhą po 4 kółka w galopie i kłusie w każdą stronę. Obie stwierdziłyśmy, że dość na dzisiaj, tym bardziej, że zaczynało się robić pochmurno.
Na zakończenie Arha odbyła standardowe 15 minut stępa. Potem Odprowadziłyśmy ją na stanowisko i rozsiodłałyśmy. Wyczesałam Arhę miękką szczotką i wyczyściłam kopyta. Oglądnęłam nogi w kierunku zranień po czym schłodziłam je wodą i wtarła wcierkę rozgrzewającą. Na to oczywiście owijki. Gdy skończyłam zaczynało kropić, więc wsadziłam Arhę do boksu i poprosiłam Dei o odniesienie sprzętu. Sama poszłam na padok po resztę koni. Wprowadzałam do stajni Latonę, gdy dołączyła do mnie Dei. Wzięła ze sobą Demona i Weza, a ja Sala i Talizmana. Potem Deju zgarnęła Sex’a i Fattiego, a ja Havankę i Maryśkę. Po skończonej pracy zaprosiłam Dejca na gorącą herbaty. Usiadłyśmy w kuchni obserwując przez okno ulewę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gniadoszka dnia Nie 16:19, 19 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Boks I / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin